Zagubiona w lesie stacja. Właściwie przystanek kolejowy w małej wiosce, którą często w dzieciństwie odwiedzałem.
Sam budynek stacji chyba jeszcze przedwojenny na bogato przykryty blachą. Blacha nie wytrzymała próby czasu i mocno już pordzewiała.
Piętro i poddasze zajęte na służbowe mieszkania. Na parterze poczekalnia, kasa i dyżurka Zawiadowcy stacji. Parter stacji od lat zamknięty.
Tylko mieszkania na górnych kondygnacjach ciągle jeszcze bronią się przed zmianą statusu z użytkowego na pustostan.

Poczekalnia

To chyba niezbyt dobry pomysł aby imprezę urządzać w starej poczekalni dworca PKP. Ale nie jestem organizatorem tylko gościem i to tylko jednym z wielu.
Od strony szosy przed wejściem do poczekalni sporych rozmiarów przedsionek z dużym łukiem.
Gdy padał deszcz to tu gromadzili się pasażerowie dla których zabrakło miejsca w poczekalni.
Drzwi jak wtedy głośno skrzypią. Te na peron też skrzypiały ale inaczej jakby bardziej dyskretnie.
Jestem pierwszy. Przyszedłem za wcześnie. Siadam na ławce tej samej, która tu stała kilkadziesiąt lat temu. Nawet jest w tym samym miejscu.
Ten sam jest też wysoki pod sufit kaflowy piec.
Jakiś okrutnik wyrwał z niego drzwiczki paleniska. Tych od popielnika też nie oszczędził.
W rogu chronione grubą kratą okienko kasy biletowej, a nad nim tabliczka z napisem “KASA”. Ta sama, która tu była w czasach dzieciństwa. Dziś już lekko pordzewiała i zabrudzona.
Brakuje reklamy PKO, która wisiała obok pieca.
Jest dworcowy zegar. Chyba zepsuty bo ciągle pokazuje 19:20

„… scenarzysta forsę wziął, potem zaczął pić …”

Goście

Zgrzyt drzwi przerywa moje wspominki. W szczelinie pojawia się głowa kobiety w chustce. Po chwili wchodzi do środka, a za nią mężczyzna. Poznaję: to moi Gospodarze. Podchodzę bliżej.

– Dobry wieczór. Poznajecie mnie ?
– No jakże. Ale wyrosłeś.

Gospodyni ściska mnie na powitanie potem Gospodarz krótko, po męsku.
– Zaraz będzie tu tłok. Choć Matka zajmiemy sobie miejsce przy piecu.
Nie chcę psuć nastroju, nie mówię im, że i tak nie jest ciepły bo okaleczony i nikt nie rozpali w nim ognia.

Kolejny zgrzyt skrzydła drzwi obwieszcza przybycie następnych gości. Dwóch niskich facetów. Tych też znam. Obaj mają na imię Jurek. Jeden to spec od elektryki drugi od mechaniki.
Podchodzą i jak zawsze wymieniamy krótki uścisk dłoni na powitanie.
– Co słychać ?
– Nic nowego. Stara bieda
– odpowiadam.
– Czyli dobrze skoro nowej nie ma.
– Poszukamy sobie miejsca do podpierania ściany bo my tu dzisiaj
tańczyć nie będziemy – kończy nasze powitanie drugi Jurek.
Chciałem zapytać czemu nie będą i co zamierzają robić na balu ale nim otworzyłem usta oni już podpierali wybraną ścianę.
Jak spod ziemi wyrasta przede mną Adam.
– Cześć Młody. Co tam na hali słychać ?
– Cześć. To co zawsze: dużo roboty mało kasy. A Ty Co ? Przyszedłeś pobalować czy jak Jurki podpierać ściany ?
– Nie udało się wykręcić. Ale przynajmniej pogadam z chłopakami. Zaraz powinni tu wszyscy być.

Chyba wybiła godzina rozpoczęcia imprezy bo poczekalnia zapełniła się wchodzącymi jeden po drugim gośćmi tak szybko, że drzwi będąc cały czas otwarte nie miały szansy zaskrzypieć.
Niektórzy podchodzili do mnie i witali się ściskając mi dłoń, a inni tylko podnosili rękę w powitalnym geście.
Po chwili zrobił się gwar. Potworzyły się małe grupki i rozpoczęły się dyskusje.
Moja ławka jest już zajęta stoję więc na środku sali i czekam nie bardzo wiedząc na co.

Subtelne skrzypnięcie drzwi oznajmia, że ktoś wchodzi drzwiami od strony peronu.
Ściany poczekalni oddalają się od siebie. Czuję się nieswojo stojąc pośrodku tej nagle wielkiej sali balowej.
W peronowych drzwiach stoi drobna kobieta. Z daleka i bez okularów nie rozpoznaję jej twarzy. Wiem, że tak jak wszystkich innych tutaj ją również muszę znać. Zbieram się na odwagę i ruszam w kierunku ostatniego gościa.
– Gosia ?
– Cześć.

„…tak bym chciał Cię spotkać raz w ten jedyny dzień …”

Bal

– Nic się nie zmieniłaś. Wyglądasz jakbyś ciągle miała dwadzieścia lat.
Oczy Gosi poważnieją.
– Przecież mam dwadzieścia lat.
Gafa. Czuję się trochę głupio. Dla kobiet rozmowy o wieku i wyglądzie są zawsze drażliwym tematem. Ciągle o tym zapominam.

– Może zatańczymy ? Cała sala jest wolna. Nie będziemy nikogo popychać. Tu nikt chyba nie przyszedł na bal tylko na spotkanie kółka dyskusyjnego.
– To na pewno ty ? Przecież zawsze powtarzałeś, że nie potrafisz tańczyć.
– Nic się nie zmieniło.
– To czemu chcesz ?
– Chyba do tego w końcu dojrzałem. To jak ?

Wskazówki dworcowego zegara zmieniły położenie i znów stanęły w miejscu. Teraz pokazują północ. Muzykanci w rogu sali zsynchronizowali się z naszym kołysaniem. Nie czuję pod nogami podłogi. Nie deptam mojej partnerki po stopach.
Ona zadaje pytania ja odpowiadam, a właściwie opowiadam. Czasem przerywa mi pocałunkiem. Na sali robi się trochę za ciepło.
Ubrany w mundur Zawiadowca stacji dosypuje do paleniska węgla z węglarki.
Nie zauważyłem kiedy ktoś naprawił piec wstawiając drzwiczki paleniska i popielnika.
Kątem oka dostrzegam, że inni goście mają w rękach kieliszki z szampanem.
– Może napijemy się szampana ?
– Nie, dziękuję ale Ty jak chcesz to sobie weź.

– Nie, ja też dziękuję.
– No nie bądź dzieckiem. Weź sobie kieliszek. Zrobimy krótką przerwę.
– Zapomniałaś ?
– O czym ?
– Mieliśmy wszystko robić razem i wszystkiego nie robić też mieliśmy razem.

Gosia przytula się mocniej.
– Pamiętam.

Parowóz

Charakterystyczny gwizd z oddali oznajmia, że za kilka minut na peron wtoczy się skład ciągnięty przez parowóz. Pamiętam ten dźwięk z czasów dzieciństwa. Poczekalnia kurczy się. Goście, od czasu do czasu nas potrącając, przedzierają się do drzwi prowadzących na peron. Niektórzy rzucają zwyczajowe „to na razie” albo „ do widzenia”.
– Czas na mnie.
– Szkoda, a dokąd Ty właściwie jedziesz ?
– Muszę już wracać.
– Ale dokąd chcesz wracać ?
– Do zobaczenia.

Gosia staje na palcach i szybko mnie całuje.
– Gosia zaczekaj ! Może pojadę z Tobą !?
– Nie masz biletu
– rzuca przez ramię.
Faktycznie nie mam. Ruszam do kasy. Pukam w okienko. Po będącej wiecznością chwili w okienku pojawia się głowa starszej kobiety.
Włosy nienagannie upięte w kok. Poznaję ją. Ona tu od zawsze sprzedaje bilety.
– Proszę bilet na ten pociąg.
Pani z kokiem podaje mi mały kartonik.
– Ile jestem winien ?
– Bezpłatny. Przecież dzisiaj mamy święto.

Ruszam biegiem na peron ale pociąg już ruszył. Na szczęście ciągnie go parowóz. Musi się rozpędzić i robi to powoli nie to co te współczesne elektryczne lokomotywy. Zaczynam pościg ostatniego wagonu. Gdy już prawie chwytam za poręcz ktoś mocno łapie mnie za nadgarstek. Zataczam się siłą rozpędu pociągając za sobą napastnika. Wolną ręką kilkakrotnie, z całej siły uderzam w więziącą mnie dłoń agresora. Żelazny uścisk nie zelżał. Po chwili bezskutecznych prób uwolnienia się opadam bez tchu na wyłożony betonowymi płytami peron.
– Myślałem, że zmądrzałeś.
Podnoszę wzrok na napastnika. Nade mną stoi Zawiadowca stacji. Znam go. To ten sam facet, który złapał mnie za rękę tam, wtedy na tym wieżowcu. Tak jak dziś tak wtedy pojawił się znikąd.
– Przepraszam. Ja tylko chciałem … Mam bilet…
Zawiadowca podnosi czapkę, która spadła mu z głowy w czasie naszej szarpaniny i otrzepując ją idzie w kierunku swojej dyżurki. W ręce ściskam bilet. Mały, szary kartonik z dziurką pośrodku. Doznaję olśnienia.
Przecież na nim jest wydrukowana nazwa stacji docelowej.
Wstaję i podchodzę pod peronową latarnię. Próbuję odczytać napisy na bilecie. Nie, bez okularów nie dam rady.
Pod drzwiami poczekalni siedzi pies. Jego też poznaję. Wierny towarzysz spacerów po wałach i bezdrożach. Ostatni raz, dawno temu widziałem go na moście, przez który nie mogłem przejść.

„…wszyscy święci balują w niebie
złoty sypie się kurz
a ja włóczę się znów bez Ciebie
i do piekła mam tuż…”


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *